Witam i przedstawiam kolejny ciekawy tekst naszego kolegi Kazimierza Orzechowskiego opublikowany niedawno w prasie krotoszyńskiej – oryginał można znaleźć na stronie http://gazetylokalne.pl/a/jasniepanski-ptak-bazant***
Jaśniepański ptak bażantKazimierz Orzechowski, 04 luty 2014Załącznik:
bażant.jpg [ 37.79 KiB | Przeglądane 49227 razy ]
Do tradycji pielęgnowanych szczególnie pieczołowicie przez ziemian jeszcze w okresie międzywojennym należały polowania na rozmaitego rodzaju zwierzynę i ptactwo, a zwłaszcza na bażanty. W powiecie krotoszyńskim bażanciarnie mieli Przyłuscy w Łagiewnikach oraz książę Olgierd Czartoryski w Baszkowie, ale też zapewne i inni ziemianie z bliższej i dalszej okolicy.
Dziedzic Przyłuski w Łagiewnikach wielką wolierę zlokalizował w parku w pobliżu pałacu. Zatrudniał w niej nie tylko bażantarników, ale nawet wyrostków dworskich, płacąc im za jaja mrówcze przynoszone w konewkach jako niezastąpiony pokarm dla bażancików. Gdy podrosły, wypuszczał je w pole, by potem w zimie, kiedy zjechało okoliczne towarzystwo, polować na nie. Upolowane ptaki zwożono całymi wozami, a do gumien, stodół i spichrzów zganiano wtedy fornali i parobków dworskich oraz dziewki służebne w celu wypatroszenia ptactwa.
Wozy upolowanych bażantów to nie przesada. Mieczysław Jałowiecki, prezes przedwojennego Związku Ziemian, gospodarujący w majątku Kamień w Kaliskiem, pozostawił tak pisał:
Raptem zaszumiało od skrzydeł i barwne bukiety bażantów jak fajerwerki zaczerwieniły się na tle szarzejącego już nieba. Zaczyna się kanonada. Strzelają celnie. Kogut trafiony dobrym strzałem łamie się w powietrzu i ciężko spada na ziemię. Koło każdego z myśliwych piętrzy się sterta tych pięknych ptaków. (Requiem dla ziemiaństwa, Warszawa 2003, s. 80).
Okrutne liczbyKonkretne wyniki polowań dla wybranych znane są z Baszkowa: w r. 1931 upolowano tam 857 bażantów kogutów, w 1933 – 1207, w 1935 – 1006, w 1937 – 1053. Mało tego, znane są pokoty bażantów ustrzelonych w ciągu poszczególnych dni. I tak: 20 października 1937 r. pokot ten liczył 565 sztuk, a 13 grudnia 1938 r. – 309 sztuk (w tym dniu polowano w pięć strzelb na obszarze ok. 20 ha ogrodu od godz. 10.00 do 14.00).
Tak imponujące wyniki okupione były niemałym trudem myśliwych, toteż po skończonym polowaniu byli oni zapraszani na pokoje gospodarza, gdzie czekał ich poczęstunek:
Kilka dziewuch wyciera obuwie, aby nie nanieść błota do pokojów. [...] Sień napełnia się myśliwymi. Wszyscy są umęczeni, ale radośni. W holu pachnie aromatyczną, mocną herbatą, którą Zosia nalewa ze srebrnych czajników. Na stołach wypieki, owoce. (Jałowiecki, j.w., s. 83)
Nie u wszystkich myśliwych taka masówka znajdowała uznanie. Wiesław Krawczyński, autor znanego i cenionego podręcznika Łowiectwo, sformułował na ten temat następującą uwagę: “[...] w polowaniu na chowane bażanty nie mogę dopatrzyć się żadnej zgoła przyjemności myśliwskiej. Uważam je za wymysł sprzeczny z duszą myśliwego, a strzelanie tysiącami tych pięknych ptaków w ciągu jednego dnia wypacza pojęcie myślistwa.
Śmierć kłusownikom Wobec kłusowników właściciele byli bezwzględni. Swoje postępowanie wobec nich prezes Związku Ziemian wspomina następująco: Trzymałem uzbrojoną służbę leśną, która ujrzawszy złodzieja, nie czekając strzelała nabojami nabitymi grubym kalibrem śrutu. Raniony kłusownik czy złodziej polowy nigdy nie przyznawał się, gdzie i przez kogo był raniony, ale nauczka skutkowała. […] Dla pętlarzy nie miałem litości, straży leśnej kazałem strzelać do nich śrutem, a wyłapanych walić po mordzie, ile się dało. (Jałowiecki, jw., s. 26 i 70).
7 stycznia 1930 r. Kazimierz Wyszogrodzki, 29-letni syn najbogatszego gospodarza ze wsi Czeluścin, wybrał się na bażanty do niewielkiego lasku pod Rębiechowem na terenie posiadłości Olgierda Czartoryskiego; zanim zdążył upolować bażanta, został śmiertelnie postrzelony przez syna gajowego księcia pana z Baszkowa. Dziennik Poznański (11.01.1930) donosił: Kłusownik wskutek odniesionego postrzału zmarł. Obok zabitego znaleziono flower, lornetkę, lampkę elektryczną i rower, ukryty w zaroślach. Skłusowanego bażanta – dodajmy – nie znaleziono, po kłusowniku został las jego imienia (zob. Kazika Las: zapiski ze zrębu, Forum Kobylińskie 2004, nr 2).
Bardziej wyrafinowany był jaśnie pan z Łagiewnik. Otóż zabitego tuż przed Bożym Narodzeniem roku bodaj 1938 na terenie tamtejszej bażantarni kłusownika (mieszkańca wsi Górka), dziedzic łagiewnicki kazał obwozić drabiniastym wozem (żeby lepiej go było widać!) po okolicznych majątkach – dla odstraszenia potencjalnych amatorów jaśniepańskiego ptaka.
Bażant ponad wszystkoWypadki te skłaniają do refleksji nad funkcjonowaniem prawa w przedwojennej Polsce, znaczeniem ziemiaństwa, poczuciem własności i konfliktów powstających na tym tle (por. opowiadanie A. Dygasińskiego, Dziedzic i kłusownik, 1893), nade wszystko zaś nad rolą bażanta w obyczajowości tej klasy i w zwyczajach przez nią kultywowanych. Pozycja bażanta w ziemiańskiej awifaunie łowieckiej była wywindowana ponad rozsądną miarę i dęta tak, jak dęte było niekiedy jaśniepaństwo przedwojennego ziemiaństwa. Z jego odejściem skończyła się też kariera ptaka, przez którego stracił życie niejeden kłusownik.
Dramaty, a nawet tragedie, rozgrywały się na poziomie imponderabiliów, takich jak honor czy przywilej szlachecki. Zamach na bażanta traktowany był nie tylko jako zamach na własność jaśnie pana, ale również jako zamach na niego samego. Polowanie i zastawianie stołu bażantem przez członka innej klasy społecznej musiało być traktowane jako zrównanie stołu chama z jaśniepańskim i godziło w samą istotę ziemiaństwa.
A dzisiaj...Obecnie bażanty na swój użytek hodują emeryci na działkach lub w przydomowych ogródkach, a dla zasilania łowisk i przyjemności polowania (również zbiorowego) – ośrodki hodowli. Każdemu, kto jeszcze czyta, warto polecić urocze opowiadanko Roalda Dahla Danny mistrz świata (przekł. na inne języki mają tytuł: Danny albo polowanie na bażanty) lub międzynarodowy bestseller, thriller duńskiego pisarza Jussi Adler-Olsena Zabójcy bażantów, natomiast miłośnikom Przygód rozbójnika Rumcajsa – odcinek zatytułowany Polowanie na bażanty.
Autor : Kazimierz OrzechowskiDopisek Admina:
Ze swojej strony dodam, że kiedy mieszkałem w dużym mieście, jakieś 15 lat temu, na jego obrzeżach, w laskach i na łąkach, na polach, a nawet w ogrodach, spotykałem bardzo często podczas moich konnych włóczęg, całe stada nie tylko bażantów, ale także kuropatw i przepiórek - teraz mieszkam na odludziu w warmińsko-mazurskiej krainie, pośród lasów, pól i łąk, otoczony jeziorami i niewielkimi wioskami, a ni bażanta, ni kuropatwy, ani widu, ani słychu, za to wiele rodzajów podniebnych drapieżników, lisów, bezpańskich psów i kotów oraz kłusowników na dwóch nogach; z nielegalnym karabinem, z linkami nylonowymi i drutem, z sieciami i mnóstwem innych rodzajów wnyków. Mówili mi pracownicy z Parku Krajobrazowgo, że wypuszczono tu onegdaj, kupione za ciężkie pieniądze, około 300 sztuk bażantów, ale po dwóch tygodniach nie było już ani jednego, co i ja niniejszym potwierdzam, bo włócząc się zimą po okolicy spotykam liczne tropy saren i jeleni, dzików, borsuków, lisów, a nawet zajęcy, tropów ptactwa natomiast, nie widać nigdy i nigdzie. Żal, że niedługo oglądać bażanta będziemy jedynie w zoo, albo w prywatnej hodowli....